,
W szkole bywa dziecko bardzo trudne. W mojej kilkudziesięcioletniej pracy zdarzyło się to bardzo rzadko – tylko kilka razy.
Ostatnio jednak Tomek bardzo przeszkadzał. Było o nim wiele rozmów. Do rodziców ciągle docierały uwagi w dzienniku. Ode mnie jeszcze nie, bo zabrakło kilku sekund lekcji, by kliknąć „wyślij uwagę”, a trzeba było już iść na dyżur.
Ostatnio nadarzyło się bardzo przypadkowe (1) spotkanie z jego mamą. Jest o niego bardzo zatroskana.
Tuż po tym spotkaniu jest lekcja z Tomkiem. Oczywiście standard – rozmowy, wiercenie się, chodzenie po klasie, zaczepianie kolegów i koleżanek.
Tomek wyjmuje dwa różańce i się nimi bawi. Zapomniał, że skończył się już październik i nie trzeba różańca nosić do szkoły. Ale co tam - i różaniec się przyda, by zająć się czymkolwiek innym niż lekcją.
- Tomek, schowaj różańce! Już nie trzeba ich przynosić!
- Ale, pse pani, jeden mi się zaplątał i nawet mama nie potrafi go rozplątać.
A Mama taka bardzo w porządku, pracowita… Jak mogła sobie z tym nie poradzić?
Biorę różaniec Tomka - sytuacja zaplątania wydaje się banalna. Puszczam dzieciom piosenkę i idę na koniec klasy.
Dość długa piosenka się kończy, a różaniec… praktycznie ani drgnął. Im bardziej go rozplątywałam - tym więcej robiło się węzełków i trudności.
- Drogie dzieci, zaśpiewamy jeszcze raz!
Wracam na koniec sali. Jak to możliwe, żeby taki duży krzyżyk ktoś wplątał w tak małą kokardkę? Chyba tylko Tomek to umie i nikt więcej na świecie!
Udało się część rozplątać, ale dwa węzły ciągle są…
- Świetnie Wam idzie! Zaśpiewamy po raz trzeci!
Dobrze, że dzieci lubią piosenki. Drżącą ręką klikam na YouTubie „jeszcze raz” i pędzę na tył sali, gdzie jest coś, co bardzo lubię ja - udowodnić (całemu światu?) , że rozplątanie jest banalne (choć nie jest banalne), bo ja tak powiedziałam.
Przy trzeciej edycji piosenki przychodzi mi przypadkowo (2) myśl: Ponad 10 minut trzymam ten różaniec w ręku - mogłabym przy okazji w tym czasie za Tomka odmówić już ponad trzy dziesiątki. A może to właśnie za niego mam odmawiać różaniec w najbliższych tygodniach i miesiącach? A może to on musi z mamą i tatą więcej się modlić? A może chociaż warto jedno „Zdrowaś Maryjo”? A może, a może, a może, a… krzyżyk wydaje się coraz większy, a kokardka
z paciorków coraz mniejsza… Kto zrobił takie węzły na dziecięcym różańcu?
- Ładnie śpiewacie tę piosenkę i super ją już umiecie, choć od niedawana jej się uczymy. To „w nagrodę” (jak ufne są dzieci) zaśpiewamy jeszcze jedną - nie poddaję się wciągnięta na maxa w zajęcie na końcu sali. Wpisuję kilka słów wujkowi Google, klikam „odtwórz” i pędzę pod ścianę, za oślą ławkę.
Ten różaniec za Tomka i w rodzinie Tomka, to całkiem dobra myśl, jak na lekcję religii. Ale nie tyle idzie o różaniec,
co o ZAWIERZENIE GO Matce Bożej. Mówię w końcu jedno „Zdrowaś Maryjo” za niego. Powoli, w skupieniu, nie przy okazji - tak ja polecał św. Jan Maria Vianney.
Nie zdążyłam dokończyć, a różaniec przypadkowo (3) się rozplątał i wrócił do tornistra Tomka…
Zaraz potem przypadkowo (4) przyszła dziewczynka zapytać, czy w listopadzie może przyjść na wypominki, bo ma pokutę
z października, by przyjść na różańcowe nabożeństwo.
Jak dobrze, gdy w Roku Modlitwy wychodzimy poza przyjęte schematy; poza to, co lubimy tylko my. Warto wychodzić przypadkowo i nieprzypadkowo.
.
Bernatka